...Micek...
Wieczór dookoła śnieg, białe pole, za nim mały dworek. Wszystko oświetlone przez księżyc w pełni. W oknach domu widać migotliwe światło świec. Z bliska na murze dworku widać suche gałęzie splątanego bluszczu. Izba za oknem jest świątecznie przybrana, rozpalony ogień w kominku, zastawiony stół. W kącie chaty stoi snopek słomy. Nagle słychać krzyk kobiety dobiegający z góry. W oknie na piętrze widać przechadzającego się nerwowo starszego mężczyznę. Kolejny krzyk i cisza. Otwierają się drzwi do korytarza. Stojąca w nich postać z wyraźną miną zadowolenia mówi: "Ma pan syna." Starszy mężczyzna spiesząc się przechodzi przez drzwi i podchodzi do leżącej na łóżku kobiety trzymającej w ramionach malutkie dziecko. Widać że jest szczęśliwy, bierze dziecko na ręce, podrzuca je delikatnie do góry i woła: "Nazwę cię, mój synu Adam." Za oknem słychać wycie psów, wszystko znika i rozpływa się w ciemnościach. "Patrz na dół - kędy wieczna mgła zaciemnia
-No nieźle ci udawanie poety wychodzi, ale zejdź że na dół to się choć trochę z nami napijesz. "Hej, użyjmy żywota! Sięga po dwa kieliszki i podaje jeden dziewczynie. “Precz z moich oczu! ...posłucham od razu, W tym momencie ktoś szarpie rękę, na papierze odciągnięte pióro zostawia długą kreskę. Widać trzech szamoczących się mężczyzn, dwóch w carskich mundurach, któryś potrąca kałamarz a atrament wylewa się na zapisaną kartkę. Czarna ciecz powoli pochłania tekst. KONIEC !!!
Jest biało, to światło, migoczące światło świecy. Widać świecę, stół zaśmiecony notatkami i pogniecionymi w kulki kartkami papieru. Za stołem siedzi mężczyzna i pisze. Po chwili odrywa się od kartki, spogląda na nią, zgniata w dłoni i rzuca na podłogę. Światło przygasa, ktoś szybkim ruchem otwiera drzwi i lekko zaciągając mówi:
-Daj sobie spokój z tym i chodź że do nas.
-Zostaw mnie nie widzisz, że usiłuję pisać.
Obszar gnuśności zalany odmętem:
to ziemia !"
Na dole słychać chichot dziewcząt i brzęk kieliszków, nikt nie zwraca uwagi na dwóch schodzących po schodach młodzieńców. On przechodzi obok kolejnych osób, recytuje, wychyla kolejny kieliszek, śmiech wzmaga się, obraz powoli zasnuwa się mgłą, nagle cisza i czerń. Po chwili znów jasność i znów ta sama świeca, stół ale tym razem nad poetą pochyla się młoda dziewczyna. Wpatruje się w niego, słucha, słucha jego wiersza:
wszak żyjemy tylko raz!
Niechaj ta czara złota
Nie na próżno wabi nas.
Hejże do niej wesoło,
Niechaj obiega w koło.
Chwytaj i do dna chyl
Zwiastunkę słodkich chwil."
W dole widać elegancko ubranego młodzieńca idącego z dziewczyną w białej sukni z falbanami i z parasolką. Przechadzają się alejkami parkowymi i rozmawiają. Mężczyzna nagle klęka przed zdziwioną dziewczyną. Coś mówi, ona odwraca się i ucieka. Zrozpaczony wyjmuje z czarnej skórzanej teczki kajet, pióro i kałamarz. Siada na trawie i pisze. Prowadzi rękę bez zatrzymania:
Precz z mego serca! ...i serce posłucha,
Precz z mej pamięci! ...nie ...tego rozkazu
Moja i twoja pamięć nie posłucha.”