Szaleństwo

- Hahaha... Spójrzcie, kogo znalazłem.

- Proszę, proszę. Jaki ładny kociak? Skąd, żeś go wytrzasnął.

- A włóczyło się takie po lesie. - Mężczyzna przycisnął mocniej do siebie dziewczynę w grubym, czarnym, poszarpanym płaszczu. Wyglądała tak niewinnie. Jej twarz umorusana poziomkami i jagodami sprawiała wrażenie zabiedzonej i wystraszonej, jednak jej oczy czujnie badały otoczenie.

- Zaprowadź ją do Wakryi. - Uciął jeden ze strażników - Może da się z nią trochę pobawić zanim złożymy z niej ofiarę. - Wysoki śniady elf chwycił dziewczynę za kark i pchnął przed siebie. Szturchając i wciąż popychając zaprowadził przed wybudowaną na środku placu drewnianą budowlę. Wznosiła się ona na dwa piętra ponad ziemię i prowadziło do niej tylko jedno wejście po drewnianych schodach. Gdzieś znad dachu unosił się lekki dym.

- Gadon... inch lut arasanai Kuitan. - Zawołał mężczyzna w obcym języku, którego nie rozumiała, chociaż miała wrażenie, że już kiedyś go słyszała. Nie mogła sobie tylko przypomnieć, kiedy... Rozmyślania przerwał jej zgrzyt otwieranych drzwi. Stanęła w nich wysoka rudowłosa kobieta. Jej bujne rozczochrane loki spływały aż na uda, ostre spojrzenie zmierzyło ją od stóp do głów.

- Ku zun ata tu kat. - Rzuciła i odwróciła się by wejść z powrotem do środka.

- Zaczekaj... - Zawołała przerażona. Kobieta zatrzymała się i zwróciła swoje surowe oblicze w stronę dziewczyny.

- Czego. - Rzuciła ostro. Dziewczyna zerwała kaptur odsłaniając twarz. Jej dekolt odznaczał się od reszty brudnego ciała lekkim oliwkowym odcieniem.

- Zaczekaj... - Powtórzyła. - Jestem Morgan Halandill z Lasu Cieni. Przez całe życie szukałam swych braci, jednak w Starym Świecie jest was już niewielu i ciężko was odnaleźć.

- Popatrz Wogd ona ma głos. - Rzuciła kobieta w etherlin, ale był on w jej ustach szorstki niczym sierść konia. - Słuchaj, czemu miałabym ci ufać. Nie znam cię ani nie wiem, kim jesteś na prawdę. Zwarzywszy jednak na nasze stare zwyczaje pozwolę ci walczyć o swoje prawa. Staniesz do pojedynku z tym, który cię schwytał. Jeżeli przeżyjesz twoje szczęście. Będziesz mogła z nami zostać, w przeciwnym razie zginiesz a ciało twoje złożymy w ofierze Khorne'owi.

- Wogd kaila mut raz un satilit. - Zwróciła się do mężczyzny i zaczęła schodzić po schodach. Elf odrzucił się i krzyknął.

- Urut nun tuowo. - Z otaczających plac namiotów zaczęli wychodzić pozostali mieszkańcy osady. Ustawili się kręgiem na środku dziedzińca. W tym czasie wiedźma wzięła pod rękę Morgane i wprowadziła ja do kręgu. Dziewczyna stała niepewnie rozglądając się po surowych obliczach otaczających ją wojowników. Spojrzała na swojego przeciwnika właśnie zdejmował koszule i rzucił ją na ziemię obok skórzanej kurtki. Zaczął zabierać się do zdejmowania spodni, kiedy wiedźma oznajmiła.

- Walkę zakończy śmierć. Żadnej zbroi, żadnej magii. Oręż to wasz wybór. Liczy się spryt i umiejętności. Zwycięży przydatność. Na znak rozpoczniecie.

Nie miała wyjścia. Dookoła stało ze trzydziestu wojowników jednak nie patrzyli na nią teraz jak na kobietę tylko jak na wojownika. Zdjęła płaszcz, wyciągnęła przewieszony przez plecy długi ciężki miecz o falistym ostrzu i wbiła go w ziemie. Zdjęła koszule i spodnie. Jej ciało pobłyskiwało w świetle słońca a czarne długie włosy mocno splotła w warkocz. Jej przeciwnik był już gotów i podrzucał na zmianę dwa poręczne topory. Włosy związał w kucyk a jego śniada cera była jak ciemna plama w świetle dnia. Stanęła naprzeciw niego. Kiedy schwyciła w obie ręce swój wielki miecz zapaliło się pomiędzy nimi jasne pulsujące światło. Czas dłużył się jej w nieskończoność, nogi cierpły a ręce powoli drętwiały od ciężaru miecza. W końcu światło zgasło. Wogd stał i lustrował ją swym przenikliwym spojrzenie. Ostrożnie podchodziła do niego z uniesionym mieczem. W końcu zaatakowała prawym cięciem. Miecz zagrał w locie. Jednak elf z wprawą zablokował uderzenie toporem trzymanym w lewej ręce. O dziwo nie zaatakował. Cofnęła się by wyciągnąć miecz. Spojrzała mu w oczy, po czym cięła zza głowy i tym razem stal zwarła się z brzękiem z metalem. Złapał jej cios w dwa toporki nad głową, po czym lekko odepchnął. Musiał jednak odczuć siłę i ciężar tego uderzenia, gdyż cofnął się nieznacznie, po czym powoli rozpoczął wykonywać płynne ruchy. Zdawało się, że falował i drgał w powietrzu. Poznała ten taniec, jednak chwila nieuwagi drogo ją kosztowała dwa ostrza opadły w jej kierunku. Nie dała rady zablokować obydwu i zbiła to nad jej głowa, natomiast nie uskoczyła przed tym z lewej. Zimny metal przedarł się przez cienką skórę jej delikatnego ciała boleśnie raniąc ja w łokieć. Straciła na chwilę siłę by utrzymać wzniesiony miecz. Przypomniała sobie jak jej ojciec trenował przed domem, wiedziała, że tym razem atak spadnie na jej prawy bok, aby ją równomiernie osłabić. Wsparła się, więc mocniej na lewej nodze i zatoczyła miecz wokół siebie zatrzymując po drodze dwa topór zmierzające wprost na jej prawe ramie. Dociągnęła zamach i wsparła się na prawym kolanie, aby utrzymać oręż. Potężny miecz przeciął powietrze. Elf nie spodziewał się tak szybkiej odpowiedzi i był odsłonięty. Ostrze prześlizgując się swym nierównym ostrzem po jego podbrzuszu wyrzeźbiło ogromną ranę, z której popłynęła krew. Zwalił się martwy na ziemię nie wydając z siebie nawet jęknięcia. Wokół niej wciąż panowała cisza, żaden z wojowników nawet nie westchnął po stracie towarzysza. Usłyszała tylko piskliwy głos wiedźmy.

- Masz odetnij mu głowę... Przynieście kocioł. - Piszczała ze słyszalną radością, podając dziewczynie piękny kryształowy sztylet. - Khorne będzie miał wreszcie ofiarę. - Zamykając oczy powoli kroiła odsłonięty, nagi kark. Zgrzytnęły kości ocierając się o kamień i głowa odskoczyła. Dziewczyna wstała chwiejnie unosząc zwłoki. Dwóch elfów pomogło dotaszczyć korpus do dużego kotła i przewiesiło go przez krawędź. Kocioł wypełnił się krwią.

- Wejdź i natrzyj się świeżą krwią... - Krzyknęła uradowana wiedźma. Dusząc się i powstrzymując wstręt dziewczyna stanęła w kotle. Myślała, że zwymiotuje jednak kucnęła nad krzepnącą powoli cieczą i zaczęła wcierać ją w ciało. Słodki zapach otaczał ją pozbawiając świadomości. Kiedy skończyła czuła się jak upojona winem. Chwyciła ubranie i przyciskając do siebie poszła do koni. Umyła się szybko w lodowatej wodzie ze studni i udała na spoczynek do jednego z namiotów.

Koniec.